Przez dwa dni Ostrów Wielkopolski był polską stolicą muzyki reggae i folku. Publiczność VI Międzynarowego Festiwalu „Reggae na Piaskach” tańczyła pod sceną do białego rana. Największymi gwiazdami festiwalu był Jamajczyk King Lover i Maleo Reggae Rockers.
„Reggae na Piaskach” ma już swoją wierną i sprawdzoną publiczność. Wielu jej przedstawicieli latem jeździ na wszystkie największe imprezy tego gatunku i co roku odwiedza Ostrów Wielkopolski. Reggae przeżywa bowiem od kilku lat w Polsce renesans popularności, o czym można było się przekonać podczas ostrowskiego festiwalu.
Burzowy początek
Festiwal rozpoczął się niezwykle nerwowo. W sobotę, na dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu, nad Piaskami przeszła gwałtowna ulewa. Ściana ciepłego deszczu zalała pole namiotowe, chodniki wokół sceny zamieniła w rwące potoki. Na szczęście, olbrzymi namiot skutecznie zabezpieczył scenę i widownię. Burza spowodowała jednak poważną awarię zasilania. Brak prądu postawił pod znakiem zapytania całą imprezę. Na wysokości zadania stanęli jednak pracownicy Energi, którzy szybko i sprawnie usunęli awarię.
Dojrzała młodość na scenie
Zazwyczaj, na festiwalowych imprezach pierwsze zespoły to „rozgrzewka” przed koncertami gwiazd. Choć zarówno Tabu, jak i Dubska to młode zespoły, to jednak muzyka obu formacji była bardzo różnorodna brzmieniowo i zadziwiająco dojrzała.
Festiwalowe granie rozpoczęła śląska formacja Tabu, której motorem napędowym jest żywiołowa sekcja rytmiczna. W Ostrowie zagrała większość materiału z debiutanckiej, zrealizowanej kilka miesięcy temu, płyty. Tabu zmierza w kierunku „piosenkowego reggae” – czyli pogodnych melodii z mniejszym ładunkiem ideologicznym. I dobrze jej to idzie. Publiczność świetnie przyjęła koncert Tabu, formacji, która zdecydowanie stanęła na wysokości zadania.
Również formacja Dubska z Bydgoszczy zagrała bardzo udany koncert. Ciekawe instrumentarium perkusyjne, wsparte również sekcją dętą i dwaj wokaliści nawiązali świetny kontakt z publicznością. W tej muzyce było wiele przestrzeni, oddechu i pozytywnego ładunku i ekspresji. W sam raz na festiwal pozytywnych wartości.
Energia prosto z Jamajki
Kulminacją wieczoru był koncert połączonych sił King Lovera i Maleo Reggae Rockers. Pierwszy w Ostrowie Jamajczyk bez charakterystycznych dreadlocków (popularna fryzura reggae – przyp. Red.) pokazał, jak w XXI wieku gra się i śpiewa reggae na świecie. King Lovera wspierał na scenie DJ, który wzbogacał jego brzmienie samplami z oryginalnych jamajskich płyt winylowych oraz znakomici polscy muzycy z MRR. King Lover to jednak przede wszystkim znakomity, charyzmatyczny wokalista. W Ostrowie swobodnie rapował, poruszał się w klimatach ragamuffin niczym słynny Sean Paul, a kiedy było trzeba, śpiewał pięknym, głębokim głosem. O ile kolorowy tłum publiczności bujał się w rytmach reggae przez cały festiwal, to występ King Lovera został przyjęty wręcz entuzjastycznie. To był bodaj najgorętszy set muzyczny w historii festiwalu.
Polska „liga mistrzów” reggae
Po takim koncercie chyba tylko Darek Malejonek mógł nie obniżyć poprzeczki. Tak też się stało, bo Maleo dał niezwykle „energetyczny” występ. Zagrał głównie materiał z najnowszej płyty, która ukaże się we wrześniu i z pewnością ugruntuje pozycję Malejonka, jako jednego z bezapelacyjnych liderów polskiego reggae.
Habakuk przyjechał na „Reggae na Piaskach” po czterech latach i było słychać, że nie zmarnował tego czasu. Zespół zrobił olbrzymi postęp i bardzo zmienił charakter swojej muzyki. Habakuk dalej gra mocne, melodyjne reggae, ale już w innym, bardziej „korzennym rytmie”. Zespół udowodnił, że zalicza się do „ligi mistrzów” gatunku w Polsce.
Niestety, nie można tego jeszcze powiedzieć o Drugiej Stronie Lustra. Choć zespół nagrał całkiem udaną, debiutancką płytę, to jednak żywy przekaz na scenie nie zabrzmiał już tak dobrze. Trzeba jednak usprawiedliwić muzyków, że grali już bardzo późno. Gdy kończyli swój program, nad jeziorem Piaski Szczygliczka wstało już słońce.
W folkowym tyglu
Etno Eko Fest przygotowany przez stowarzyszenie „Brzmienia” Krzysztofa Wodniczaka to tradycyjne muzyczne uspokojenie po pełnej wrażeń nocy z muzyką reggae. Znacznie mniej liczną tego dnia publiczność porwał występ Kwartetu Jorgi. Oprócz, jak zawsze, oryginalnych ludowych instrumentów z różnych stron świata, protoplaści polskiego folku pokazali, że jedynym ograniczeniem w korzystaniu z tego źródła jest wyobraźnia muzyków i publiczności.
Podobała się też andyjska muzyka boliwijskich Indian, wzbogacona pięknymi dźwiękami Krzysztofa Jarmużka. W tym roku Krzysztof Wodniczak zaprezentował też wykonawców z zupełnie innych, pozafolkowych kręgów. Sun Flower Orchestra sympatycznie wykonała covery słynnej Electric Light Orchestry. Zupełnie inne, trudniejsze w odbiorze dźwięki inspirowanej progresywnym rockiem muzyki przedstawiła formacja Amaryllis.
Jarosław Wardawy
Dość powiedzieć, że po koncercie publiczność żartowała, że występ był tak gorący, że nie wytrzymał tego głośnik który przepalił się na scenie.